A on był. W "Mistrzu". To on powinien wygrać Oscara, nie Lincoln, bo to druga najlepsza rola pierwszoplanowa w XXI wieku. Zaraz za Danielem w "There Will Be Blood".
Masz dużo racji, choć i tak się cieszę z Oscara dla Daniela. Phoenix w Mistrzu był rewelacyjny i żałuję, że film Andersona nie dostał ani jednej statuetki.
Czy ja wiem? Moim zdaniem było sporo lepszych ról ''pierwszoplanowych'' w kinie amerykańskim w tym wieku niż Phoenixa, czy Lewisa. Jednak w tym roku Phoenix zrobił na mnie naprawdę duże wrażenie. Day Lewis w Lincolnie żadne. Już lepiej z pazurem - charakterem przeobrazil się w Hitchkocka Hopkins, jeśli mówimy o mocno ucharakteryzowanych rolach. Mnie wcielanie się w postacie historyczne itd, często nie przekonuje. Znacznie trudniej stworzyć pewnie postać z niczego, ale takie role nie są zauwazalne przez ludzi nagradzających, szczególnie w USA. Streep, Fox, Lewis, Cottilard, Kidman, Hoffman, Penn itd. To wszystko także często zasługa charakteryzacji. Cottilard jest tak ucharakteryzowana, że nie można jej poznać. NIektórzy chyba nie widzą fajnej roli bez jakiejś durnej ''podkładki'' w rzeczywistości, Na tym tle rola Phoenixa, wręcz wybitna. Mi osobiście przypominał Swoją mimiką mojego znajomego, alkoholika niestety, który po alkoholu, automatycznie zmieniał oblicze na twarz z takim właśnie obłąkanym uśmiechem. Swietnie to zrobił, jeszcze lepiej, gdy wreszcie coś tam jego postać zrozumiała. Można było automatycznie wysnuć z jego gry o co mu chodzi. No i ta ulga w pewnych momentach na jego twarzy, coś pięknego.
Nie przesadzaj. Nie jest tak cienko z aktorstwem w XXI wieku. Kreacja Phoenixa była trochę zmanierowana i przeszarżowana (szczególnie scena w areszcie). Z aktorstwem ekspresyjnym też nie należy przesadzać, bo robi się nudno. Powinno być więcej stonowanych scen z Freddim, takich jak ostatnie przejmujące spotkanie z Doddem. Podobnie jak genialna scena z wyimaginowanymi gołymi babami, która lepiej buduje tą postać, niż małpie wygłupy. Nie wiem czy to pomysł aktora czy reżysera.
Co nie zmienia faktu, że Phoenix był ciekawszy niż Daniel Day-Lincoln ;)
Matko, świat na głowie stanął. Nie sądziłam, że dożyję dnia, w kórym fanboy DDL zamieści w awatarze zdjecie Phoenixa. Mogę umierać ;)
Witamy w klubie, btw.
Faktycznie był lepszy o wiele. Ale pewnie jakby Phoenix był dla Akademików jak piesek i by im skakał na żądanie jak małpka to by dostał oskarka. Dobrze, że w dupie ma to wszystko. Jak to się mówi - sztuka sama się obroni i nie potrzeba jej nagradzać.
Czytałeś?
http://www.tvn24.pl/oscary-2013,73,m/pil-cpal-korzystal-z-prostytutek-najwiekszy -upadek-w-hollywood-skonczy-sie-oscarem,307885.html
I dobrą minę zrobił. A wszyscy dookoła klaszczą i się cieszą, ta panienka obok też. A Phoenix jej chyba w ogóle nie zna. Nic tylko zarzygać całą salę z tymi ohydnymi kukłami. Nie chciałbym tam być za żadne skarby świata. Osrać te ich oskarki, jak Brando.
Może właśnie dlatego poszedł żeby po raz kolejny wyrazić swoją dezaprobatę. Mnie ciekawi co by było, gdyby jednak wygrał tego oskarka? Jak wówczas wyglądałaby jego przemowa? Kawa na ławę? Na końcu zostawiłby oskarka na scenie? Ciekawa mogła to być sytuacja. Strasznie interesująca. Niezapomniana. Legendarna.
Ta "panienka" to jego starsza siostra, więc raczej ją zna :D Zresztą jak się przyjrzysz to jest bardzo do niego podobna.
Aha, dobrze, że napisałaś. Myślałem, że biedak był sam na tej żenującej imprezie. A tak mógł w pewnym momencie rzec: siostra, pomału zwijamy się do domu ;)
oscary już dawno straciły na wartości. to, że phoenix nie chce być częścią tej szopki jest jak najbardziej zrozumiałe, i chwała mu za to