Scenariusz od Rolanda Topora, inspiracje zaczerpnięte od markiza de Sade. Ten ostatni przybiera tu postać nie tyle libertyna, co bojownika o wolność słowa. Jako jednak, że znajduje się w zamknięciu w Bastylii, jedyną rozrywką są dla niego długie dysputy z ogromnych rozmiarów członkiem-mutantem. Jeśli takie podejście do sprawy wydaje się Wam dziwne, to pozostaje mi dodać, że wszyscy aktorzy noszą tu zwierzęce maski, bardzo skrupulatnie zresztą wykonane. Znajdzie się również miejsce na kilka miłych dla oka sekwencji animowanych. Ogólnie rzecz biorąc, strona wizualna jest najpotężniejszym atutem tej pozycji. Tonacja całości jest raczej humorystyczna, miejscami frywolna, kiedy indziej jest to humor czarny. Przyjemna ekstrawagancja filmowa, choć jak na obraz traktujący o autorze "120 dni Sodomy", wydaje mi się "Marquis" nieco nazbyt powściągliwy: za mało perwersji w perwersji, chciałoby się rzec.