Grę Seana Penna uwielbiam. Z prostej roli potrafi stworzyć arcydzieło, z roli dobrej... hmm, nie wiem, czy są na to słowa właściwe :) W każdym razie, jego talent w "U Turn" przydał się niesamowicie. Gdyby nie to, świetny, multigatunkowy soundtrack i zachwalane przez wszystkich niemalże zdjęcia, obraz Stone'a nie miałby się czym pochwalić.
Fabuła to nic więcej jak pokaz sadystycznych możliwości Stone'a. Fakt - Cooper spotyka coraz nowe osoby, miesza się w coraz dziwniejsze afery. Wątki i pomysły się mnożą, ale i tak wszystko sprowadza się do tego, co jeszcze głównemu bohaterowi możnaby utrudnić, zrujnować, uniemożliwić. Przez dwie godziny, do samego końca. Nic, co możnaby uznać za błyskotliwe.
Z pozytywnych zaskoczeń - Jennifer Lopez. Osoba, którą uważałem za ze wszech miar mierną, tutaj zagrała - obok Joaquina Phoenixa - jedną z najciekawszych drugoplanówek. Nolte robi swoje. Jest rzetelny, ale to rzemieślnik.