Wczoraj obejrzałem go po raz kolejny i pewnie jeszcze nie raz obejrzę. Co prawda film jest długi i miejscami nużący, ale klimat i końcówka mnie powalają :) No i oczywiście jest świetnie zagrany, Penn i Nolte robią co mogą, a w rolach drugoplanowych mamy Jona Voighta, agresora Phoenixa i cięzko rozpoznawalnego Thorntona :) Do Lopez nie mam zarzutów, dobrą aktorką to ona raczej nigdy nie będzie, ale przynajmniej w tym filmie nie gra "szmirowato" i nie psuje filmu :]
ja zobaczyłam raz i raczej już do niego nie wrócę,bo mnie ten film jakoś strasznie irytował...co nie znaczy,że był fatalny.Cieszę się, że go zobaczyłam i nie uważam tego za stratę mojego(jakże cennego:)czasu,ale nie ukrywam,że,gdy liczne próby wydostanie się stamtąd bohatera kończyły się fiakiem miałam ochotę wyłączyć telewizor(i to nie z powodu mojego wczucia się w sytuację bohateram,ale przewidywalnej i dość niewiarygodnej kolejności zdarzeń).Jednak coś sprawiło,że film obejrzałam do końca i nawet dałam mu dość wysoką notę w postaci 8 pkt na 10...co to było?Właśnie ten niesamowity klimat i faktycznie bardzo dobre zakończenie(dla kogo dobre dla tego dobre:)
Mnie film nie irytował, raczej momentami bawił. Te wszystkie wydarzenia należy wziąć w duży cudzysłów i nie brać ich na poważnie, wtedy irytacja zniknie :P Co do zakończenia, faktycznie nie dla wszystkich było dobre, a właściwie to dla nikogo hehe Ale czyż to nie jest zabawne gdy Penn mówi do lusterka "ale z ciebie szczęściarz"? :)