Ten film pachnie. Scena po scenie, ujęcie za ujęciem obraz ciągnie za nos niczym gęsty dym z domowego ogniska. Surowy niczym mięso ze świerzo oprawionego kozła ofiarnego. Ździera kolor z pod powiek by wyostrzyć wyobraźnię zapachową. Tam krystalizuje się obraz o konsystencji gila uformowanego podczas namiętnego pocałunku w zimny walentynkowy poranek. Słony, lepki, szokujący, zaskakująco chłodny.