Recenzja filmu

Ona (2013)
Spike Jonze
Joaquin Phoenix
Scarlett Johansson

Love OS

Wykreowana wizja przyszłości przez Spike'a Jonze'a nie jest tak odległa, jakby się mogło wydawać. Świat w "Ona" wydaje się naturalnym następstwem dzisiejszego świata, a nie - jak to zwykle bywa –
Wykreowana wizja przyszłości przez Spike'a Jonze'a nie jest tak odległa, jakby się mogło wydawać. Świat w "Ona" wydaje się naturalnym następstwem dzisiejszego świata, a nie - jak to zwykle bywa – alternatywnym światem bądź utopijną wizją, która wcześniej czy później będzie zmierzać do zagłady. Spike Jonze zachował umiar, a jego najnowszy film może wkrótce zyskać status proroczego, gdy za 5, 10, może 20 lat będziemy mieli dostęp do identycznej technologii. Już na poziomie tworzenia świata reżyser stworzył małe arcydzieło, a to dopiero początek zachwytów nad "Ona".

On to Theodore Twombly (Joaquin Phoenix) – rozwiedziony, samotny pisarz, który zarabia pisząc miłosne listy zlecane przez ludzi, którzy sami nie potrafią oddać odpowiednich uczuć na papierze. Wieczorami gra bądź przegląda portale randkowe, w poszukiwaniu nowej sympatii. Ona to Samantha (Scarlett Johansson) – najnowszy system operacyjny z niezwykle rozwiniętą sztuczną inteligencją, który został tak zaprogramowany, żeby spełniał wszystkie potrzeby swego użytkownika. Z niezwykłą swobodą, nieco introwertyczny Theodore nawiązuje kontakt z nową przyjaciółką. Ich relacje się pogłębiają, co prowadzi do nietypowego romansu.

Spike Jonze nie próbuje moralizować. Nie ocenia zaistniałych relacji między Theodorem a Samanthą, a te z każdą minutą filmu stają się coraz bardziej zażyłe. Obraz na tym wiele zyskał. Reżyser opisuje miłość między człowiekiem a "maszyną" w bardzo naturalny sposób, jakbyśmy obserwowali dwoje kochających się ludzi. Sama historia Theodore’a jest niezwykle intymna, a Jonze’owi udało się zachować do samego końca aurę prywatności.

W "Ona" na całe szczęście brakuje intelektualnych dysput nad moralnym upadkiem człowieka, jego relacji z bliskimi, zaniku empatii czy rozszerzającemu się wirusowi zwanego konsumpcjonizmem. W filmie nie ma wskazanego lepszego świata. Wszyscy są częścią jednego, a wirtualny już na tyle zlał się z realnym, że powstała między nimi synergia, z którego dobra korzystają wszyscy. Gadanie do "siebie", komputera, czy chodzenie po ulicy z nosem w urządzeniach to już norma. Dlatego też niewielu jest zaskoczonych, że ktoś może romansować, a nawet zakochać się w OS'ie.

Spike Jonze z wielką gracją opowiada o samotności, o realizacji własnych potrzeb, o pędzie do miłości. Również zrzuca zasłony iluzji, które są przecież codziennością dla każdego z nas. Świat pełen rozczarować i niepewności, który choć staje się lepszy dzięki ludziom, którzy odnaleźli swoje szczęście – nawet w komputerze. Dlatego też nikogo nie powinien dziwić końcowy morał. Chociaż to tak dobrze napisana historia, że każdy może ją odnieść do własnego uczuciowego życia. Również metaforyczne odniesienie do dzisiejszego świata wyszło reżyserowi świetnie.

"Ona" nie byłoby tak dobre, gdyby nie rewelacyjny Joaquin Phoenix. Jego gesty, mimika twarzy, idealny głos składają się na niezapomnianą postać. Również Amy Adams – wcielająca się w przyjaciółkę bohatera – stanęła na wysokości zdania. Wraz z Phoenixem tworzą świetną parę, a między nimi czuć autentyczną chemię. Nie można też zapomnieć o elektryzującym chrypkowatym głosie Scarlett Johansson, który rewelacyjnie brzmi przy boku Theodore'a.
1 10
Moja ocena:
8
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
"Ona" dostała 5 nominacji do Oscarów, z których jedna zamieniła się w Oscara za scenariusz. Rzeczywiście... czytaj więcej
Futurystyczna wizja świata według Spike'a Jonziego nie przedstawia się optymistycznie. Ludzie żyją w... czytaj więcej
Pamiętacie obraz "Być jak John Malkovich", w którym główni bohaterowie odkrywają tunel prowadzący do...... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones