Recenzja filmu

Ona (2013)
Spike Jonze
Joaquin Phoenix
Scarlett Johansson

Wiemy, co chcesz poczuć!

Theodore (Joaquin Phoenix) jest mieszkańcem Los Angeles w niedalekiej przyszłości. Świat wygląda znajomo, kiedy kamera pokazuje gęstą zabudowę miasta z lotu ptaka. Drapacze chmur jako chluba
Theodore (Joaquin Phoenix) jest mieszkańcem Los Angeles w niedalekiej przyszłości. Świat wygląda znajomo, kiedy kamera pokazuje gęstą zabudowę miasta z lotu ptaka. Drapacze chmur jako chluba postępu cywilizacyjnego wypełnione są "białymi kołnierzami", którzy coraz częściej wybierają rozmowy z maszynami niż pomiędzy sobą. Uderzenia palcami o tablety zostają zastąpione sterowaniem urządzeń głosem. Uzależnienie od informacji staje się silniejsze, bezimienne tłumy pędzą przed siebie w spodniach z mocno zawyżonym stanem. Zapotrzebowanie na ciepło emocjonalne zdaje się być wysokie, bo nietypowa praca Theodora wygląda na przylukrowany, ale świetny biznes. Nowością na rynku technologicznym jest nowa "zabawka" potrafiąca spełniać również uczuciowe potrzeby ludzi. Zmysłowy głos i "osobowość" wynalazku szybko stają się obiektem uwielbienia naszego bohatera.

Rozkwitający romans to dla mnie przykład zniewolenia ludzi przez nowoczesną technologię, ale sposób, w jaki jest podany, grzeje serducho. Scenariusz, zdjęcia i ich montaż tworzą miękki, choć sterylny świat dla izolujących się jednostek. Problematykę obrazu można łatwo obalić, kiedy posiadamy silną osobowość, ale zazwyczaj wsparcie jest dużo skuteczniejsze niż wypominanie słabości. Tak, ludzie bywają samotni, każda samotność jest inna, a w odosobnieniu "gapy" są pielęgnowane przez metropolie. Nic nie stoi na przeszkodzie "wyjścia do ludzi", ale często jest to dużo trudniejsze, niż może się wydawać innym. Theodore nie jest nieśmiały, spokojnie można go podejrzewać o czułość i dobroć. To także inteligentny typ; wie, że randkuje z "to nie ma przyszłości". Powierzchowne relacje udowadniają mu tylko, że chciałby mieć kogoś wyjątkowego tylko dla siebie. Izoluje się pogłębiając więź z Samanthą. Ma kilka porządnych szans na szczęście, od byłej żony (Rooney Mara) po więcej niż udaną randkę w ciemno (Olivia Wilde), ale ile ma szans, tyle ma problemów z rozwojem relacji. Film torpeduje pytaniami i niedopowiedzeniami, ale nie można nazwać naszego bohatera przegranym. To niestrudzony marzyciel o historii tak pięknej, jak jego myśli. Kiedy chłopcy na sali kinowej wiercili się już nazbyt intensywnie, wszystkich zaskoczył pewien sprytny chwyt marketingowy, nałogi pozostały ciężkie do wyleczenia i mimo, że potrzeba bliskości oraz bycie potrzebnym ponownie odłożono na później to inteligencja emocjonalna wygrała!



Słodko-gorzka historia została podana w pięknej oprawie. Wnętrza, w których przebywa bohater, to krainy pastelowej szczęśliwości. Dobrobyt sterylnie ułożony w każdym kącie. Komputery tworzą kaligrafowane listy gotowe do uszczęśliwiania, Samantha (grająca głosem Scarlett Johansson), "dziewczyna" Theodora, w pół sekundy robi porządek z setkami e-maili, a wśród różowych ścianek działowych w biurach piękne słowa niespiesznie unoszą się w spokojnej atmosferze stale przypominającej ostatnią godzinę pracy w piątek. Nie ma się co dziwić, że postać Phoenixa stale skupia się na górnych partiach piramidy potrzeb. Kiedy wróciłyśmy ze współlokatorką z kina do żmudnych obowiązków, radości nie było końca. Łatwiej nam nie przeżywać emocjonalnych porażek, kiedy stale musimy walczyć z codziennością w dużo bardziej prozaicznych okolicznościach. Pewnie, że z miejsca zamieszkałabym w apartamencie Theodora czy Amy (Amy Adams), ale kiedy wieczorem przyłapałam najlepszą przyjaciółkę z maseczką na twarzy i wałkami we włosach przysypiającą przed kolejną komedią romantyczną, za nic nie zamieniłabym się z bohaterami "Jej". Tyle razem przeżyłyśmy, to nas najbardziej uczłowiecza. Warto film zobaczyć, skutecznie doprasza się o zadawanie sobie trudniejszych pytań. Lubię ten staromodny sentymentalizm i wewnętrzną szarpaninę. Nie ma nic złego w przegrywaniu, ważne, aby się nie poddawać.

To malarski obraz przyszłości rozwoju sztucznej inteligencji, ale głównie jest to historia miłosna o próbie wypełnienia wewnętrznej pustki, którą minione lata tworzą w nas na równi z życiowym spełnieniem. Phoenixa ogląda się błogo, bo to facet z krwi i kości (to cieszy po zawodzie wydumanym "Mistrzem"). W nim się przeglądamy, by dostrzec, że w naszym najbliższym otoczeniu są osoby, którym należy się sporo naszej miłości. Możemy być bliscy pierwsi, to szybko wraca. Nie musimy tak jak postacie filmu Jonze'ego szeptać, kiedy mówimy o tym, co czujemy. Postęp cywilizacyjny to nie tylko coraz nowsze maszyny, które z taką łatwością przejmują nad nami kontrolę. To też rozwój jednostek, którym technologie mają życie ułatwić, nie zastąpić. "Stworzymy Twoje uczucia" zdają się mówić hasła firmy produkującej tradycyjne listy romantyczne i sprzedawcy zabawek do "zaspokajania" ducha, ale lepiej, abyśmy sami o to zadbali i byli ze swoim życiem wewnętrznym za pan brat, nawet jeżeli mamy tam trochę bałaganu. Moralizatorstwo powinno mi zostać wybaczone po seansie, na który szczerze polecam się wybrać.
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
"Ona" dostała 5 nominacji do Oscarów, z których jedna zamieniła się w Oscara za scenariusz. Rzeczywiście... czytaj więcej
Futurystyczna wizja świata według Spike'a Jonziego nie przedstawia się optymistycznie. Ludzie żyją w... czytaj więcej
Pamiętacie obraz "Być jak John Malkovich", w którym główni bohaterowie odkrywają tunel prowadzący do...... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones